Jak często powinniśmy publikować posty na blogu? Raz na miesiąc? Za rzadko! Codziennie? Kto ma na to czas! Jak to jest z tym blogowaniem? Ile powinniśmy pisać i publikować żeby potrzymać zainteresowanie czytelników ale samemu nie urobić się po łokcie?
Wyobraź sobie taką scenę. Styczeń, 6 rano. Dziewczyna w piżamie, zawinięta w koc siedzi przed komputerem. Obok niej stoi parujący kubek kawy który stygnie z każdą kolejną minutą. Dziewczyna nie zwraca na niego uwagi – publikuje post na bloga, ale zanim to zrobi musi poprawić zdjęcia.
Wiesz kim jest ta dziewczyna? To ja, dwa lata temu. Ktoś powiedział mi, że aby być dobrym blogerem trzeba publikować dużo i często. Dlatego na moim poprzednim blogu publikowałam posty codziennie. Prowadziłam bloga o modzie miejskiej i codziennie wrzucałam na niego zdjęcia modnie ubranych ludzi których udało mi się sfotografować “na mieście”. Codziennie rano, przez kilka ładnych miesięcy, na blogu pojawiał się codziennie nowy wpis.

Jeden post = jeden dzień
Taki system miał dobre i złe strony.
Z jednej strony był rytm którego mogłam się trzymać. Wiedziałam, że to jest coś co robię codziennie i przyznam szczerze. Co więcej zaskakująco szybko weszło mi to w nawyk. Z drugiej strony miałam przez to mniej czasu na publikowanie bardziej wartościowych, dłuższych tekstów. Coś za coś – czas nie jest z gumy.
Do podobnych wniosków na temat codziennego blogowania doszedł Jacek Kłosiński, który w zeszłym roku eksperymentował z codziennym pisaniem (Jacek publikował krótkie teksty przez 90 dni). Jak sam przyznaje, ten eksperyment był dla niego ważny ponieważ wyrobił mu nawyk codziennego pisania. Co ciekawe codzienne pisanie nie miało żadnego wpływu na statystyki – na blogu nie nastąpiło dzięki niemu żadne „tąpniecie”. Po 90 dniach Jacek zakończył eksperyment (którego podsumowanie możecie przeczytać tutaj).
Pisanie “na zapas”
Jeszcze inna metodę stosuje Joanna Glogaza. Podczas konferencji BloSilesia podzieliła się z nami swoją techniką – otóż Joanna siada do pisania raz w miesiącu – i wtedy tworzy większość jeśli nie wszystkie swoje teksty na dany miesiąc. Ta metoda ma z pewnością duże zalety – kiedy jesteś „w ciągu” pisania, po prostu to robisz. Nie rozpraszasz się i nie rozmieniasz na drobne wyszukując lub robiąc zdjęcia, przygotowując grafiki do postów, nie musisz walczyć z formatowaniem w wordpressie. Po prostu piszesz – i to jest super.
Zalety? Każde rozproszenie jest równoznaczne z utratą czasu na wdrożenie w kolejne zadanie (to jest właśnie największy mit multitaskingu). Jeśli zatem zajmuje sie tylko pisaniem, to nie tracę czasu na skakanie między zadaniami – prawdopodobnie jestem więc w stanie napisać więcej w krótszym czasie.
Wady? Po pierwsze – takie podejście będzie wymagałoby żelaznej dyscypliny. Po drugie – żeby usiąść i napisać hurtem 8 tekstów na bloga trzeba mieć na to zarezerwowane całkiem sporo czasu. Po trzecie – z doświadczenia wiem, że do takiego „wielkiego” zadania zbierałabym się bardzo opornie i wymyślała całe mnóóóóstwo wymówek – to zadanie z kategorii „słoń”, a ja wolę małe „żabki”.
To co ja dla siebie wynoszę z tej metody?
- Myślenie „do przodu” – aby napisać hurtem 8 tekstów trzeba wiedzieć o czym chce się pisać. Aby zbudować plan takich tekstów – muszę wiedzieć jakie tematy warto byłoby poruszyć na blogu w nadchodzących miesiącu. Szczególnie przydaje się to w okresach gdy teksty mają określoną „datę przydatności do czytania” – np. 25 grudnia definitywnie zamyka okres kiedy mogę pisać o rzeczach związanych z przygotowywaniem do świąt. Z drugiej strony bez sensu w ostatnim tygodniu przed świetami bombardować czytelników serią postów (np. dzień po dniu) dotyczących świąt. I tu przydaje się kalendarz wydawniczy postów, o którym napiszę przy innej okazji.
- Tworzenie tekstów „na zapas”. Teksty pisane na zapas to trochę takie blogowe „oszczędności” na czarną godzinę. Nie raz i nie dwa spotkają Cię nieprzewidziane sytuacje, gdy nagle okaże się, że przez dwa tygodnie nie będziesz nic pisać na blogu bo „coś” Ci na to nie pozwala (np. choroba, wakacje, zapierdziel w pracy).
Co ciekawe – pisanie tekstów na zapas to jedna z tych rzeczy, o których blogerzy często wspominają odpowiadając na pytanie „gdybym mogła dać sobie jedną wskazówkę na początku blogowania…”.

Tyle ile trzeba
Ostatecznie myślę, że odpowiedzią na pytanie “jak często publikować posty na blogu?” jest odpowiedź na pytanie: jak bardzo angażujące są Twoje teksty? Ile czasu czytelnicy potrzebują na ich “wdrożenie” (o ile dajesz w nich jakieś rady, podpowiadasz strategie działania)?. Jak szybko są w stanie skonsumować tworzone przez Ciebie treści?
I na koniec – Jak często twoi czytelnicy są w stanie czytać Twoje teksty?
Czy jeśli będziesz publikować co 2 dni nie przejesz im się? Nawet od jedzenia tortu bezowego można w końcu dostać mdłości.
Czy jeśli będziesz publikować co 2 dni nie przejesz im się? Nawet od jedzenia tortu bezowego można w końcu dostać mdłości.
A ty jak często publikujesz na swoim blogu?
A tymczasem, do zobaczenia na Insta

Pozdrawiam
Ola Foryś |@wild.rocks
Ola Foryś |@wild.rocks
Inne teksty na Instagramie które mogą Cię zainteresować:
- Jak robić piękne Instagram Stories bez wychodzenia z aplikacji? Dowiesz się!
- Hashtagi na Instagramie: 7 najczęstszych błędów
- Moja strategia rozwoju konta na Instagramie
- Daj się znaleźć na Instagramie!
- Jeśli poważnie myślisz o rozwoju swojego konta i potrzebujesz konkretnych wskazówek sięgnij po “Korki z Insta”